08.08.2013 r. – wyprawa na Rysy – relacja
- Jak wejść na Rysy? – poradnik PDF – poniższa relacja z możliwością wydrukowania!
Każdy w życiu ma swoje Himalaje, dla jednego będzie to przechadzka po górskich przełęczach i dolinach, dla innego trawersowanie zimą przy zmrożonych przepaściach. Najważniejsze, aby w obcowaniu z górami mieć radość i robić to dla siebie. Wyprawę na Rysy – najwyższy szczyt Polski (2499 m.n.p.m) planowaliśmy już rok temu. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że nie byliśmy do niej dobrze przygotowani, ani fizycznie, sprzętowo, ani mentalnie. Na szczęście, szlak na Rysy był wówczas zamknięty, a wycieczka z Morskiego Oka skończyła się na wysokości Kazalnicy (2159 m), w drodze na Mięguszewicki Szczyt.
Podobnie jak partia szachowa, każda wyprawa w góry powodowała, że zyskiwaliśmy cenne doświadczenie. W tym roku wróciliśmy z Malwiną do Zakopanego, aby zrealizować wyznaczony cel. Nasze przygotowania i wrażenie z trasy opisałem w dalszej części newsa…
Przygotowanie do wyprawy na najwyższy szczyt Polski rozpoczęliśmy już pół roku wcześniej. Pokój został zarezerwowany, aczkolwiek na miejscu nie do końca byliśmy z niego zadowoleni, ponieważ znajdował się około 2 km od centrum miasta. Idąc w trasę każde dodatkowe kilometry mają niebagatelne znaczenie. Na przyszłość trzeba szukać noclegów bliżej Kuźnic lub samych Krupówek w Zakopane, gdzie jest bliżej głównych szlaków turystycznych.
Według szacunków www.szlaki.net.pl piesza trasa na Rysy ma blisko 30 kilometrów (od Palenicy Białczańskiej na Rysy i z powrotem). Z tego 3 kilometry są kluczowe. Od Czarnego Stawu na Rysy należy pokonać nachylenie ponad 30 %. Odcinek ten jest stromy i mocno wyczerpujący. Zmęczenie fizyczne potęgowane jest przez długo trwającą wspinaczkę przy użyciu łańcuchów. Wcześniej mamy za to długie i monotonne przejście z parkingu w Palenicy Białczańskiej do schroniska PTTK Morskie Oko (około 10 km). Wszystko to powoduje, że wejście na Rysy traktowane jest jako trzeci najtrudniejszy szlak górski w Polsce (pierwsze miejsce zajmuje Orla Perć).
Przygotowywaliśmy się wcześniej w niższych górach. Wraz z Malwiną w maju zdobyliśmy szczyty i ukończyliśmy szlaki Beskidu Żywieckiego:
- Sopotnia Wielka (wodospad) (500-700m)
- Pilsko (1557 m)
- Babia Góra (1725 m)
w lipcu Beskidu Śląskiego:
- Równica (767 m)
- Czantoria Wielka (995 m)
- Orłowa (815 m)
oraz moje samotne wyprawy w Beskidzie Śląskim pod koniec lipca:
- Klimczok (1117 m)
- Szyndzielnia (1028 m)
- Błatnia (917 m)
Szczególnie te dwa wakacyjne wyjazdy zbudowały formę. W dniu, w którym planowaliśmy wybrać się na Rysy zapowiadano rekordową temperaturę 36ºC. Dlatego naszym założeniem było wyjść jak najwcześniej w trasę, aby uniknąć upału. Pobudka o godzinie 3.00. Zostawiliśmy w ośrodku kartkę gdzie wyruszamy i o której godzinie najprawdopodobniej wrócimy. Samochodem pojechaliśmy około 20 km w kierunku Łysej Polany. O godzinie 4.15 byliśmy już na starcie szlaku w Palenicy Białczańskiej. Trzeba zostawić tam auto na parkingu (koszt całego dnia 20zł). Dalej 10 kilometrowa piesza trasa do schroniska. W późniejszych godzinach można ją też przejechać bryczką (koszt 30zł). Na początku czerwonego szlaku mieliśmy jeszcze mrok. Wyposażony byłem w latarkę czołową, dlatego ciemności nie wydawały się wtedy taka straszne.
Zabraliśmy ze sobą:
- buty górskie za kostkę,
- koszulki na krótki rękaw (szybkoschnące),
- bluzy sportowe,
- plecak turystyczny,
- mapa szlaków Tatr Wysokich (1:20000),
- rękawice (przydatne do wspinania się),
- dżokejki,
- 5 litrów wody mineralnej,
- kanapki, suchy prowiant i słodkości,
- mała apteczka z plastrami i środkami przeciwbólowymi,
- krem do opalania z z filtrem 30 UV,
- nóż wielofunkcyjny,
- okulary przeciwsłoneczne,
- aparat fotograficzny,
- telefony komórkowe,
- dokumenty tożsamości,
Mimo wszystko nie doceniliśmy pory dnia, gdyż nad Czarnym Stawem było po prostu zimno. Słońce wychodziło zza szczytów, ale promienie nie sięgały nas. Wiał też mocno wiatr. Dlatego jeszcze jedna bluza lub lekka kurtka byłaby wskazana.
Droga do Morskiego Oka
Morskie Oko
Idąc w dobrym tempie o godzinie 6.15 byliśmy już w schronisku PTTK Morskie Oko. Miejsce było opustoszałe, cisza, spokój. Tłumy turystą są tam z reguły, ale po godzinie 12.00. Mieliśmy około 30 minutową przerwę. Po krótkim posiłku i uzupełnieniu płynów ruszyliśmy dalej.
Minęliśmy Morskie Oko z prawej strony. Od tego momentu rozpoczęły się już wymagające fragmenty trasy. Dojście do czarnego Stawu zajęło kolejne 45 minut. Nie zagościliśmy tam za długo, gdyż wiał przejmujący wiatr. Od razu skierowaliśmy się zgodnie z czerwonym szlakiem przechodząc pod zboczami Rysów Niżnych. Fantastycznie wyglądało wschodzące słońce na tle wielkich masywów skalnych szczytu Mięguszewickiego. Rozpoczęło się mozolne podejście w górę. Szliśmy zakosami, w miejscach mniej doświetlonych leżał jeszcze śnieg. Patrząc w górę, turyści idący daleko przed nami wydawali się mikroskopijni.
Nad Czarnym Stawem
Czarny Staw i Morskie Oko wyglądały zjawiskowo, a im wyżej wchodziliśmy tym nabierały ciekawszej perspektywy. Przez cały czas towarzyszyły nam skaliste schody, nogi trzeba było podnosić coraz wyżej. Na wysokości 2051 metrów znajduje się Bula pod Rysami, miejsce bardziej wypłaszczone, doskonałe na dłuższy postój. My jednak obraliśmy inną strategie, krótkie ale częstsze przystanki. Zresztą organizm sam się o nich przypominał. Kiedy trudno było złapać oddech, albo serce waliło jak oszalałe, musieliśmy zrobić przerwę.
Mięguszewicki szczyt znajdując nieopodal był już cały w słońcu. Nasza trasa cały czas zasłonięta przez okoliczne skały. Dotarliśmy do skalistej grzędy, tam napotkaliśmy na pierwsze trudności techniczne. Nie mieliśmy dużego doświadczenia we wspinaniu się. Ograniczało się to jedynie do dwukrotnego pokonaniu Giewontu, gdzie również znajdują się łańcuchy ułatwiające wspinanie.
Przed łańcuchami
Czerwony szlak kierował nas ku górze. Wydawało nam się, że radzimy sobie całkiem dobrze. Na trasie napotykaliśmy jednak prawdziwych wspinaczy, przemieszczali się klasyczną metodą bez użycia łańcuchów. Niektórzy ludzie, tak pewnie stawiali kroki nad przepaścią nie mając przy tym żadnego lęku. W naszym przypadku adrenalina działała, a jako nowicjusze łańcuchów nie puszczaliśmy. Cały czas zachowywaliśmy czujność, ponieważ miejscami było już bardzo stromo, a przepaście wszędzie w około tylko potęgowały emocje. Nie byliśmy w stanie brnąć non stop w górę. Ręce jednak nie były przyzwyczajone do pracy. Częste przystanki na skalnych półkach dawały nam chwilę wytchnienia i możliwość podziwiania fantastycznych widoków. Po drodze napotykaliśmy wielu turystów, nie tylko z Polski. Wszyscy uprzejmi, tradycyjnie pozdrawiający się mówiąc „cześć” na trasie. Chętni do pomocy, do robienia fotografii, udzielający informacji jak tam dalej na szlaku.
Odpoczynek na półce skalnej
Kultura w górach
Wspinaczka turystów
Maciek
Malwina
Ucieszyłem się niezmiernie, kiedy moim oczom ukazał się szczyt, można było oszacować, że zostało jeszcze około godziny drogi. Na trasie było coraz więcej miłośników gór. Nie śpieszyliśmy się, dlatego często przepuszczaliśmy szybciej przemieszczających się turystów. W końcu dotarliśmy na samą grań. Jeden z nieprzyjemnych fragmentów trasy. Przejście bardzo wąską ścieżką nad samą przepaścią, to dość stresujący moment trasy. Dalej już bez większych problemów weszliśmy na szczyt. Było około godziny 11.00 …
Świeciło na nas słońce, w końcu nic nie mogło nas już zasłonić. Byliśmy szczęśliwi i pewnie jeszcze na sporej adrenalinie, ponieważ nie czuliśmy zmęczenia. W oddali widzieliśmy Gerlach. Na samej górze było już kilkunastu turystów, a z dołu przybywali następni. Skorzystałem z okazji i wszedłem również na Rysy słowackie, które są tylko o 4 metry wyższe i znajdują się tuż obok polskiego wierzchołka. Rewelacyjne uczucie i niesamowite miejsce, które z pewnością warto zobaczyć. Na samym szczycie spędziliśmy z Malwiną około godziny robiąc wiele zdjęć i nagrywając otaczające nas panoramy.
Na szczycie polskie Rysy 2499 m
Maciek wejście na szczyt, słowackie Rysy 2503 m
Tłumy na szczycie
Na szczycie zaroiło się od ludzi, wchodzili również od znacznie łagodniejszej strony słowackiej. Radość była ogromna, ale mieliśmy w świadomości, że najwięcej wypadków zdarza się podczas zejścia. Z wielkim respektem ruszyliśmy w dół …
Na łańcuchach szło bardzo dobrze, jednak o tej porze tworzyły się spore zatory, gdyż jedni chcieli wchodzić, a inni już schodzili. Miejscami trzeba było swoje odczekać.
Zejście ze szczytu
Zejście ze szczytu zatłoczona i niebezpieczna grań
Tłumy przy zejściu
Rysy, najwyższy szczyt Polski, najwyższy szczyt w Tatrach dostępny szlakiem turystycznym, marzenie każdego turysty. Dodatkowo uchodzi za najlepszy punkt widokowy w całych Tatrach, a szlak nań prowadzący jest niezwykle atrakcyjny. To wszystko sprawia, że w sezonie trzeba liczyć się z długim oczekiwaniem w kolejkach do łańcuchów. Ogromna popularność Rysów stała się też pośrednią przyczyną dużej liczby wypadków w tym rejonie. Mimo, że szlak jest dobrze ubezpieczony, to swoją popularnością przyciąga wielu niedoświadczonych i często zupełnie nieobytych z górami wysokimi turystów. źródło: http://www.wirtualne-tatry.pl/
Łańcuchy Maciek
Widok na szczyt i schronisko
Słońce niemiłosiernie prażyło, odbierając ochotę do dalszego wędrowania. Napotkaliśmy w tym czasie wiele osób, które dopiero ruszały ku szczytowi. Mieliśmy już ten komfort, że szliśmy w dół. Na pytania napotkanych, „czy daleko jeszcze?”, odpowiadałem zgodnie z prawdą … bardzo daleko. Jakoś nie chcieli wierzyć. Po drodze zrobiliśmy też dwie sesje zdjęciowe na półkach skalnych z widokiem na Czarny Staw i schronisko Morskie Oko.
Czarny Staw i tłumy przy schronisku Morskie Oko
Zeszliśmy niżej, ale mimo wszystko odczuwalna była temperatura ponad 30’C. Opadliśmy z sił. Po krótkiej przerwie doszliśmy jeszcze do małego wodospadu przy Morskim Oku. 5 litrów wody, które zabraliśmy było jednak za mało, uzupełniliśmy puste butelki wody. Przy schronisku nad Morskim Okiem zastaliśmy tłumy miłośników gór. Nasze nogi i stopy mocno były obolałe. Czekało nas jeszcze blisko 10 kilometrów drogi powrotnej do parkingu na Palenicy Białczańskiej. Ten odcinek to taki przysłowiowy „na dobicie”.
Kolejnego dnia nie nadawaliśmy się do niczego, był to bardzo duży wysiłek fizyczny. Mnie osobiście ratowały plastry Compeed (polecam!), gdyż na stopach miałem co najmniej kilka pęcherzy. Po pokonaniu Rysów, w kolejnych dniach mieliśmy już tylko siły na spokojną Gubałówkę. Cały ten wysiłek i zmęczenie było niczym w porównaniu do radości po osiągnięciu celu. Góry są piękne!
Podsumowanie:
Trasa jest bardzo trudna (od strony polskiej raczej nie dla dzieci). Już sama odległość 30 kilometrów powinna dać turystom wiele do myślenia. Należy dobrze rozplanować trasy oraz dni podróży. Zanim ruszyliśmy na Rysy, zaliczyliśmy jeszcze trzy trasy przygotowawcze (1 dzień – Nosal, 2 dzień – Giewont oraz tzw. Czerwone Wierchy Małołączniak, Krzesanica, Ciemniak 3 dzień – Dolina Białego – Sarnia Skała – Wodospad Siklawica – Dolina Strążyńska). Dopiero czwartego dnia od przyjazdu do Zakopanego ruszyliśmy na Rysy. Wybraliśmy taki dzień, w którym będziemy bardziej wypoczęci oraz kiedy miała być bardzo dobra pogoda. Schodzenie w deszczu po łańcuchach, do najprzyjemniejszych z pewnością by nie należało. Taką deszczową pogodę mieli już turyści w kolejnym dniu.
Każdy powinien oszacować swoje siły i nie rzucać się od razu na Rysy tylko dlatego, że jest to najwyższy szczyt Polski. Warto wyruszyć jak najwcześniej i zabrać ze sobą odpowiedniego kompana, który również podoła trudnością fizycznym. W tym miejscu duże gratulacje dla Malwiny, która doskonale spisała się na trasie i wykazała się dobrą kondycją fizyczną, pomimo krótszych górskich przygotowań.
Z miłości do gór!
Z górskim pozdrowieniem
Maciej Sroczyński
Malwina Olenderek