Teraz już z górki. Za dwa dni wyprawa szlakiem rowerowym R10

Wyprawa rowerowa Międzyzdroje-Gdańsk dopięta na prawie ostatni guzik. We wtorek 14 sierpnia wyjazd pociągiem do Międzyzdrojów. W środę skoro świt start do pierwszego etapu podróży. Do końcowej stacji planujemy dojechać 19 sierpnia. Na przyszły tydzień zapowiadane jest ocieplenie, to bardzo dobra informacja.

W pierwotnej wersji mieliśmy jechać razem pociągiem z Poznania. Spotkamy się jednak na miejscu, gdyż kuzyn Michał będzie wcześniej wypoczywał w Międzyzdrojach (zmiana miejsca startu, mieliśmy startować ze Świnoujścia). Ułatwiło mi to tym samym podróż, gdyż w pierwszą stronę nie będę musiał zabierać roweru do pociągu. Mój jednoślad jest już nad morzem, zabrany został autem osobowym. Perspektywa stania kilku godzin przy rowerze nie była przyjemna. Nie to byłoby jednak najgorsze. W niektórych pociągach PKP  jest zapis „możliwe ograniczenia w przewozie rowerów”. Oznacza to, że jeżeli na wcześniejszych przystankach wejdzie zbyt duża liczba rowerzystów, wówczas konduktor może nie wpuścić mnie do pociągu. W pierwszą stronę takie przygody mnie ominą i w spokoju będę mógł poczytać coś w pociągu. W drodze powrotnej będziemy już wracać z rowerami w pociągach InterRegio. Mam nadzieję, że nieprzyjemności nas ominą.

Ostatnie dni minęły na treningach krótkich tras. Założyłem bagażnik oraz oświetlenie. Przymierzyłem sakwy. Ostatecznie zaszło kilka zmian w składzie mojego bagażu. Zdecydowaliśmy, że bierzemy jednak śpiwory oraz namiot. Dorzuciłem więc do torby latarkę czołową, (przyda się w przypadku nocy pod gwieździstym niebie). Gdyby była zła pogoda będziemy szukać kwater. Cennym nabytkiem będzie lekka kurta trekkingowa z membraną 10000. Powinna wytrzymać i nie przemakać nawet przy sporym deszczu. Przetestowałem, bardzo dobrze się jeździ, kurtka świetnie radzi sobie z mocnymi podmuchami wiatru. Wziąłem również sandały oraz wielofunkcyjny nóż myśliwski. Odeszło kilka rzeczy jak: drugi bidon, opakowanie magnezu, klucze imbusowe. Cały czas mam wrażenie, że o czymś zapomniałem. Zresztą jak przy każdym wyjeździe.

Wyruszyłem na krótką wycieczkę po kaliskim parku i uliczkach, aby zobaczyć jak się jeździ z takim całym dobytkiem. Rower wraz ze wszystkimi dodatkami waży dobre 12-15kg więcej. Na prostej drodze, nie czuć większej różnicy. Z górki ciężar nadaje nawet stabilności. Jadąc pod górę jest jednak zupełnie inaczej. Czuć ciężar i trzeba zdecydowanie zmniejszać przełożenie i mocniej popracować nogami, aby pokonać kolejne metry. Nad morzem dojdzie jeszcze piasek co dodatkowo utrudni zadanie. Z opisów wyczytanych na Internecie możemy się spodziewać głównie dróg asfaltowych. Natrafimy również na drogi szutrowe, mogą się trafić tereny podmokłe, bagienne. Ciekawą opcją będzie jazda samą plażą, takie warianty wybierali też nasi poprzednicy.

Ostatnią trasę jaką pokonałem był to trening z Michałem w Poznaniu i okolicznych miejscowościach. Przejeżdżaliśmy ulicą Bułgarską obok stadionu Lecha Poznań (wygrali w ten dzień z AIK Sztokholm 1:0). Niewątpliwym atutem Poznania jest spora ilość ścieżek rowerowych, niektóre świeże, zrobione specjalnie przed Euro 2012. Miejskimi drogami dotarliśmy do Parku Cytadela. Warto zobaczyć znajdują się tam Muzeum Uzbrojenia, gdzie znajdują się liczne czołgi, śmigłowce, samoloty oraz armaty.

My wybraliśmy się tam w innym celu. Michał pokazał mi pętlę, które śmiało można nazwać trasą rowerową w wersji extreme. Pierwszy raz jeździłem po tak ekstremalnych ścieżkach. Wszędzie wąską, stromo, korzenie, sporo podjazdów i zjazdów. Trasa ma tylko 4km, ale daje niesamowicie w kość. Jestem przyzwyczajony do długich, ale wygodnych tras asfaltowych i lekkich górek. Jadąc w Parku Cytadela, patrząc na te stromizny po prostu wiele razy odpuszczałem, schodząc z roweru i prowadząc go obok siebie. Z dołu górki wyglądają na niewielkie, a zjazdy na z kolei proste. Zupełnie inaczej jest gdy się jest na górze i trzeba wykonać ruch. Strach w oczach. Warto też dodać, że w takich warunkach trzeba mieć też odpowiednią technikę wjazdu i zjazdu. Przy podjeździe czasami trzeba przechylić się do przodu, aby przednie koło się nie oderwało od podłoża. Praktycznie cała trasa na pierwszym przełożeniu z przodu i z tył. Nachylenie na najgorszej górce około 25%.

Bardzo ciekawe doświadczenie. Nasz 50 kilometrowy trening zakończyliśmy wracając Nadwarcińskim Szlakiem Rowerowym. Teraz kilka dni bez roweru (już tęsknie hehe). Ostatni przegląd sprzętu, bagażu i ruszamy w trasę. Trzymajcie kciuki!