Relacja ze szlaku rowerowego R10 – cz.1

Zapraszam do zapoznania się z moją relacją z wyprawy rowerowej nad Bałtyk międzynarodowym szlakiem R10. Opracowanie podzieliłem na trzy części. W części pierwszej (strony 1-10) znajdują się moje przygotowania oraz opis dnia spędzonego w Międzyzdrojach. W części drugiej (strony 11-23) opisałem 1,2 i 3 dzień naszej wędrówki. Z kolei w części trzeciej (strony 24-35) zawarłem opis dnia 4,5 oraz podsumowanie kosztów i epilog całej wyprawy.

W materiale znajdują się liczne zdjęcia oraz linki do naszych filmików znajdujących się na serwisie youtube. W kolejnych dniach zamieszczę pozostałe dwie części relacji.

autor: Maciej Sroczyński
„NADMORSKA PRZYGODA”
międzynarodowym szlakiem rowerowym R10
wzdłuż polskiego wybrzeża Bałtyku, na trasie Międzyzdroje – Hel (sierpień 2012)
Maciej Sroczyński – Szkoła szachowa SzachMistrz, www.szachmistrz.pl

 

ROZDZIAŁ 1 – „Na początku był … pomysł.”
Pomysł rowerowej podróży zrodził się w mojej głowie po wyprawie moich kuzynów do Indii. Warto zapoznać się z przygotowaniami braci Michała i Mariusza oraz dziennikiem, który sporządzili podczas wyprawy.

zobacz Zew Indii: http://zewindii.pl/

Mariusz aktualnie mieszka w Nowej Zelandii, Michał w Poznaniu, spotkali się po środku świata w … Indiach. Kibicowałem kuzynom w ich niesamowitej przygodzie. Udało im się wjechać rowerem na Khardung La (5359 m.n.p.m). Najwyżej położoną przełęcz na świecie, dostępną dla jednośladów.

Epilog Indii:
„Przeszedłem się po sklepach na lotnisku – są dość ciekawe. Zobaczyć można na przykład zegarki za 1000$, czyli mniej więcej tyle ile kosztował mnie miesięczny pobyt w Indiach. Mógłbym mieć taki zegarek, ale nie mam. Wolałem siedzieć miesiąc tutaj, przeklinać, śmiać się, czuć zapach jedzenia i moczu, często nawet jednocześnie. To już za mną, minęło. Zegarek pewnie posłużyłby dłużej. Jest jednak pewien minus. Zegarek można łatwo stracić, tego miesiąca tutaj niełatwo będzie można wymazać z pamięci. Nie sposób go też będzie pomijać w każdej decyzji jaką będę podejmował od teraz. W każdej z nich będzie promil tego miesiąca. Chyba więc ten miesiąc będzie mi służył dłużej niż najtrwalszy zegarek. I o to pewnie chodzi w podróżowaniu. Nie jest to wyłącznie czas gdzieś spędzony. Jest to też, a może przede wszystkim, to, co następuje później. To tak naprawdę początek czegoś nowego. Tak jak maraton. Warto chyba robić takie rzeczy, to pewnego rodzaju inwestycja. To decyzja, której skutki będą się ciągnąć długie lata.” (Michał, zewindii.pl)

Pomysł na tak ekscytujące spędzenie czasu bardzo mi się spodobał. Zaproponowałem więc coś na zdecydowanie mniejszą skalę – wyprawę rowerową, ale po Polsce. Michał zgodził się i dał pod osąd dwie opcje. Najbardziej przypadła mi do gustu podróż szlakiem R10. Część polskiego R10 wchodzi w skład międzynarodowego szlaku rowerowego EuroVelo i przebiega wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego. Można nim przejechać przez następujące kraje – Polskę, Niemcy, Danię, Szwecję, Finlandię, Rosję, Estonię, Łotwę oraz Litwę. Zaplanowaliśmy jechać polskim wybrzeżem Bałtyku od Międzyzdrojów do Gdańska. Nasze dzienne odcinki miały wyglądać
następująco:
• Międzyzdroje – Mrzeżyno (ok. 80km)
• Mrzeżyno – Darłowo (ok. 100km)
• Darłowo – Łeba (ok. 100km)
• Łeba – Władysławowo (ok. 70km)
• Władysławowo – Gdańsk (ok. 70km)
Warto mieć w rowerowej podróży, takiego partnera jak mój kuzyn. Eskapady Michała po wspomnianych Indiach, czy też wcześniejsze w Danii, to nieocenione doświadczenie, na które liczyłem. Dodam również, że od kilku lat Michał jest zapalonym kolarzem i startuje z powodzeniem w wyścigach MTB.
ROZDZIAŁ 2 – „Moje przygotowania.”
Z racji pracy jaką wykonuje w Szkole szachowej SzachMistrz (www.szachmistrz.pl) oraz klubie KTS-W Kalisz, moje przygotowania rozpoczęły się dopiero pod koniec czerwca 2012 roku. Przejechałem tylko kilka tras w maju. Bardzo intensywnie (praktycznie codziennie) jeździłem w lipcu. Pytałem też znajomego trenera triathlonu – Bartłomieja Kryszaka, jak podejść do takiej wyprawy. Odpowiedź była prosta. Kondycji, nóg i … bolącego tyłka się nie oszuka. Trzeba wyjeździć sporo kilometrów, żeby zahartować organizm. Przed wyprawą, na liczniku miałem przejechane 1200km. Najdłuższą jednodniową trasę jaką pokonałem to 118km jadąc: Kalisz – Warta– Rzymsko – Opatówek – Kalisz. Nad Bałtykiem czekało nas jednak blisko 500 kilometrów, ciągłej jazdy przez 5 dni.

Dodatkowo wzmacniałem się w górach. Z uwagi na kiepską pogodę, średnio intensywnie chodziłem w Zakopanem (Gubałówka, Kasprowy Wierch, Kopa Kondracka, Giewont, Morskie Oko, Kazalnica). Zaliczyłem dwie dłuższe trasy podczas pobytu w Borowicach, (Śnieżka, przełęcz Karkonoska i Szrenica) na szachowej II lidze juniorów 2012. W tym czasie, kiedy byliśmy w Borowicach, Michał wraz ze znajomymi, ukończył jednodniową pętlę wokół Poznania, o długości 190 km. Jechali ze średnią prędkością około 19km/h. Moje treningi koncentrowały się na podróżach po południowej części Wielkopolski. Dla amatorów jednośladów, polecam następujące trasy, które przejechałem w ciągu wakacji w 2011 i 2012 roku:
• Kalisz – Gołuchów- Kalisz (około 35 km),
• Kalisz – Michałków – Piaski – Ostrów Wlkp. – Nowe Skalmierzyce – Kalisz (około 60km),
• Kalisz – Opatówek – Brzeziny – Opatówek – Kalisz (około 60km),
• Kalisz – Szałe – Chełmce – Kalisz (około 25 km),
Maciej Sroczyński – Szkoła szachowa SzachMistrz, www.szachmistrz.pl
• Kalisz – Opatówek – Koźminek – Emilianów – Murowaniec – Kalisz (około 50km),
• Kalisz – Murowaniec – Kalisz (około 30km),
• Kalisz – Boczków – Nowe Skalmierzyce – Kalisz (25km),
• Kalisz – Grabów nad Prosną – Kobyla Góra – Kalisz (około 120 km) (dwudniowa),
• Kalisz – Skarszew – Szałe – Kalisz (około 25km),
• Kalisz – Warszówka – Pruszków – Jedlec – Gołuchów – Kalisz (około 35km),
• Kalisz – Kokanin – Russów – Tykadłów – Skarszewek – Kalisz (około 25km),
• Kalisz – Kamień – Murowaniec – Malanów – Kalisz (około 70km),
• Kalisz – Gołuchów – Przekupów – Cieśle – Dobra Nadzieja – Gołuchów – Kalisz (70km),
• Kalisz – Malanów – zbiornik wodny w Przykonie – Malanów – Kalisz (około 90km),
• Kalisz – Warszówka – Pruszków – Jedlec – Gołuchów – Kalisz (około 40 km)

 

ROZDZIAŁ 3 – „Założenia.”
Podobnie jak to jest zalecane w górach, mieliśmy zamiar wyjeżdżać jak najwcześniej (około 6-7 rano). Założenie było dobre, tylko nie przewidzieliśmy, że tak długo trwać będzie pakowanie naszych bagaży. Z reguły, od pobudki do wyjazdu mijały dwie godziny. Poranna toaleta, śniadanie, pakowanie się, załadunek sakw, czyszczenie i zwinięcie namiotu pochłaniało nam kilka kwadransów. Dlatego wstawaliśmy o godzinie 6.00-6.30 i wyjeżdżaliśmy w okolicach 8.30. Wczesne wstawanie miało pozwolić nam uniknąć skwaru, który mógł nas czekać w południe. Średnia prędkość 20km/h pozwoliłaby wykonać dzienny limit w 5 godzin. Oczywiście zakładaliśmy wolniejsze odcinki, gdzie piasek uniemożliwia płynną i szybką jazdę. W przypadku złej pogody mieliśmy spać w napotkanych na trasie kwaterach. Nie rezerwowaliśmy niczego wcześniej, bo mogło się zdarzyć, że uda nam się pokonać odcinek w szybszym tempie i będziemy spać w innym punkcie niż zakładaliśmy. W przypadku gorszych warunków atmosferycznych było też duże prawdopodobieństwo niezaliczenia dziennego limitu.

Z opisów wyczytanych w Internecie mogliśmy spodziewać się dróg asfaltowych. Miało być wiele kilometrów dróg szutrowych i żwirowych. Mogliśmy też natrafić na tereny podmokłe i bagienne. Ciekawą opcją była jazda samą plażą. Takie warianty wybierali nasi poprzednicy, którzy sprawdzali się na trasie R10. Wszystkie te opcje sprawdziły się. Trasę oceniam na 35% asfaltu (w tym chodników i asfaltu rowerowego), 55% dróg leśnych utwardzonych i żwirowych, 10% tereny podmokłe i piaskowe. Jeżdżenie po plaży odpuściliśmy sobie. Z relacji innych rowerzystów wynikało, że to ogromna męczarnia. Pchanie roweru jest mocno wyczerpujące. Lepiej nadrobić kilometry, pracując nogami, niż ciągnąć 30-kilogramowy załadowany rower w głębokim piachu .

Ostatni przygotowawczy trening przepracowaliśmy razem z Michałem. Jeździliśmy po Poznaniu i okolicznych miejscowościach. Przejeżdżaliśmy ulicą Bułgarską obok stadionu Lecha Poznań (wygrali w ten dzień z AIK Sztokholm 1:0). Niewątpliwym atutem Poznania jest spora ilość ścieżek rowerowych, niektóre świeże, zrobione specjalnie przed Euro 2012. Miejskimi drogami dotarliśmy do Parku Cytadela. Warto tam zobaczyć Muzeum Uzbrojenia, gdzie znajdują się liczne
czołgi, śmigłowce, samoloty oraz armaty.

Wybraliśmy się tam w innym celu. Michał pokazał mi pętlę, którą śmiało można nazwać trasą rowerową w wersji extreme. Pierwszy raz jeździłem po tak ekstremalnych ścieżkach. Wszędzie wąsko, stromo, sporo korzeni, mnóstwo podjazdów i zjazdów. Trasa ma tylko 4 km, ale daje niesamowicie w kość. Jestem przyzwyczajony do długich, ale wygodnych tras asfaltowych i lekkich górek. Jadąc w Parku Cytadela, patrzyłem na te stromizny i po prostu wiele razy odpuszczałem. Schodziłem z roweru i prowadziłem go obok siebie. Z dołu, górki wyglądały na niewielkie, a zjazdy na proste. Zupełnie inaczej było na górze, kiedy należało wykonać ruch. Miałem strach w oczach. Warto też dodać, że w takich warunkach trzeba mieć też odpowiednią technikę wjazdu i zjazdu. Przy podjeździe czasami trzeba przechylić się do przodu, aby przednie koło nie oderwało się od podłoża. Przy zjeździe należy umiejętnie operować hamulcem, aby nie wypaść z siodła. Praktycznie całą trasę pokonuje się na pierwszym przełożeniu z przodu i z tyłu. Nachylenie na najgorszej górce około 25%.
„Park Cytadela – stromy podjazd” http://www.youtube.com/watch?v=WIFvsrBg_1Y
„Park Cytadela – ostry zjazd ” http://www.youtube.com/watch?v=Xp-PvG9DWSI

 

 

ROZDZIAŁ 4 – „Co będzie mi potrzebne?.”
Pierwsza rzecz i niezbyt odkrywcza to … rower. W tym przypadku nie warto oszczędzać i nie polecam zakupów tzw. „makrokeszowych” w supermarketach. Warto odwiedzić sklep rowerowy i dobrać sobie odpowiedni sprzęt dostosowany do własnych potrzeb (MTB, miejski, szosowy, trekkingowy). Swój rower przymierzyłem w Kaliszu, ale z uwagi na wysoką cenę zamówiłem dokładnie taki sam egzemplarz w Internecie. Porządne rowery zaczynają się od kwoty 1000zł. Czasem lepiej kupić coś używanego, ale firmowego, (np.: Scott, Giant, Kross, Merida, Specialized, Author, Kellys, Wheeler, Cube, Unibike) niż rower w markecie, który po sezonie nie będzie nadawał się do niczego.

Trasę R10 pokonałem na Wheelerze Cross 2600. Rower idealny na teren pagórkowaty, bez problemu daje sobie radę na nawierzchni szutrowej. Z uwagi na cienkie opony nie idzie jak „czołg” na terenach piaskowych, ale za to ma mniejsze opory na asfalcie, co przekłada się też na większe prędkości. W rowerze nic nie zmieniałem, fabryczne ustawienia. Ma trzy główne przełożenia na przodzie i osiem na tył. Dwa tygodnie przed wyprawą oddałem mój sprzęt do serwisowania, aby wycentrowano mi koła, ponaciągano, podokręcano wszystkie śruby i nasmarowano łańcuchy. Zakup roweru to jedno, do tego dochodzą niezbędne akcesoria, które uzupełnią warsztat. Mój bagaż podczas nadmorskiej przygody prezentował się następująco:

Co na rowerze?
Torba na kierownicę Merida H Bag II x
Torba trójkątna na ramę Merida Smart T Bag x
Bagażnik tylny, sakwy (obciążenie max 25kg) x
Licznik rowerowy CatEye Enduro8 x
Pompka uniwersalna Kellys (wentyl presto, auto) x
Oświetlenie na tył i LED na przód De One x
Nakładka na siodełko GelTech BTWin x
Bidon 750 ml BTWin x
Mapa „Pobrzeża Bałtyku” wyd. DEMART x Mogła być dokładniejsza
Co na sobie?
Koszulka ściągająca BTWin (kolarka) x
Kolarki Martes x
Kask rowerowy Bell x Niestety bez siatki ochronnej
Skarpetki sportowe x
Buty typu adidas (lekkie) x
MP3 2 GB x Umilacz czasu
Co w torbach i sakwach?
Koszulka sportowa (oddychająca) x
Koszulka kolarka na długi rękaw x
Bluza do biegania na długi rękaw x
Kurtka trekkingowa (membrana 10000) x
Polar x
Koszulka bawełniana x
Dżokejka x
Odzież do spania x
Latarka czołowa x Niezbędna przy wyprawach namiotowych
Spodnie dresowe x
Krótkie spodenki x Przebierałem się od razu w długie
Skarpetki i bielizna osobista x Wyliczona, co do dnia
Grube skarpety górskie x Idealne na noce w namiocie
Peleryna przeciwdeszczowa duża x Nie padało, ani razu
Kamizelka odblaskowa x
Kąpielówki x Trudno uwierzyć, w Bałtyku się nie
kąpałem
Śpiwór x
Sandały x Druga para obuwia, żeby nogi odpoczęły po jeździe
Opaski odblaskowe z diodami (2 sztuki) x
Dętki Schwalbe (2 sztuki) x
Zestaw naprawczy do dętek x
Zapięcie do roweru BTWin x
Łyżki do zmiany dętek x
Uniwersalny zestaw Arkus & Romet z kluczami
płaskimi, imbusowymi oraz wkrętakiem x
Nóż, łyżeczka, łyżka, widelec x
Kubek termiczny x
Pudełko hermetyczne x
Spray przeciw komarom x
Magnez w tabletkach (20 szt) x
Chusteczki higieniczne x
Pasta do zębów x
Szczoteczka do zębów x
Mydło x
Ręcznik x
Jednorazówka do golenia x
Szampon x
Dezodorant x
Telefon z ładowarką x
Portfel x
Długopis i luźne kartki do notacji dziennika x Lepiej wziąć notes
Czapka zimowa x Nie było, aż tak zimno w nocy
Linki zaciskowe na bagaż (z hakami) x
Zupki gorący kubek (4 szt) x Wziąłem za dużo suchego jedzenia, nie wykorzystałem nawet połowy
Herbata (10 saszetek) x
Owsianka (8 saszetek) x
Michał też miał kilka niezbędnych przedmiotów, które przydały się nam obu:
• emulsja do opalania,
• zapięcie zabezpieczające rower Kryptonite (niemożliwe do przepiłowania),
• apteczka,
• mini kuchenka gazowa z palnikiem,
• garnek,
• pojemnik na wodę,
W miastach zdarzały nam się ulice, gdzie nie można było przejechać tylko trzeba było taszczyć rower ze schodów lub po schodach. Można się wtedy napocić, tym bardziej że rower z sakwami jest mocno nieporęczny. Wstawiając swój jednoślad do pociągu koniecznie trzeba ściągnąć sakwy, inaczej nie przejdzie przez drzwi. Sakwy można wówczas położyć jako bagaż do przedziału. Takiego komfortu nie mieliśmy. Stojąc w pierwszym wagonie musieliśmy na przystankach zręcznie manewrować rowerami i sakwami, aby ludzie mogli wyjść i wejść z pociągu. Drzwi wejściowe otwierały się raz z jednej strony, raz z drugiej. Na wyprawie rowerowej liczy się każdy gram. Dlatego skrzętnie wydawałem wszystkie drobne pieniądze z portfela i wyrzucałem niepotrzebne rzeczy oraz opakowania. Rower Michała był jeszcze cięższy, pomimo tego, że wziąłem od niego zapięcie Kryptonie (ponad 1kg) oraz trzyosobowy namiot (ok 3kg). Większy namiot bardzo nam się przydał, bowiem na noc mogliśmy do niego schować wszystkie bagaże. W dwuosobowym namiocie, byłoby to niemożliwe.
ROZDZIAŁ 5 – „Ostatnie dni przed wyjazdem.”
… minęły na treningach krótkich tras. Założyłem bagażnik oraz oświetlenie. Przymierzyłem sakwy. Zdecydowaliśmy, że jednak bierzemy śpiwory oraz namiot. Była to bardzo dobra decyzja. Dojeżdżaliśmy na miejsce, szukaliśmy campingu lub pola namiotowego i po prostu się rozbijaliśmy. Napotykając innych rowerzystów z sakwami dowiedzieliśmy się, że były ogromne problemy z wynajęciem kwater noclegowych. Nawet za dopłatą właścicielom „nie opłacało” się wynajmować noclegu na jedną noc. Przyjadą inni turyści i wynajmą na cały tydzień. Ostatecznie zaszło kilka zmian w składzie mojego bagażu. Dorzuciłem do torby latarkę czołową, kupioną dzień przed wyjazdem. Bardzo przydała się nocą pod gwieździstym niebem oraz w zwyczajnym namiotowym egzystowaniu. Cennym nabytkiem była też lekka kurta trekkingowa z membraną 10000. Wytrzymuje i nie przemaka nawet przy sporym deszczu. Na szczęście się nie przydała, podczas jazdy nie padał ani razu deszcz. Przetestowałem ją przed wyjazdem, bardzo dobrze się jeździło, kurtka świetnie radziła sobie z mocnymi podmuchami wiatru. Wziąłem również sandały oraz wielofunkcyjny nóż. Odeszło kilka rzeczy jak: drugi bidon, opakowanie magnezu, klucze imbusowe, poduszka, latarka ratunkowa, drugie spodnie dresowe. Cały czas miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. Zresztą jak przy każdym wyjeździe.

Wyruszyłem na krótką wycieczkę po kaliskim parku, aby zobaczyć jak jeździ się z całym rowerowym obciążeniem. Mój Wheeler wraz ze wszystkimi dodatkami ważył dobre 15kg więcej. Na prostej drodze nie czuć było większej różnicy. Z górki ciężar nadawał nawet stabilności. Jadąc pod górę było jednak zupełnie inaczej. Czuć było kilogramy, trzeba wówczas zdecydowanie zmniejszać przełożenie i mocniej popracować nogami, aby pokonać kolejne metry. Nad morzem miał dojść jeszcze piasek, co dodatkowo utrudni zadanie.

 

ROZDZIAŁ 6 – „Gotowi do startu start …”
Z uwagi na mocno intensywny miesiąc przed wyprawą R10, (góry + rower) schudłem 4 kg. Kondycji byłem pewien, bo widziałem kolosalną różnicę w sile nóg i wytrzymałości na początku sezonu i tuż przed wyjazdem. Jedynie czego się obawiałem to warunki atmosferyczne i kłopoty techniczne, jakie mogły nas spotkać na trasie. Przygotowania do wyprawy Międzyzdroje-Gdańsk dopiąłem w przeddzień wyjazdu. We wtorek, 14 sierpnia w planach był pociąg z kaliskiego dworca do Międzyzdrojów. 15 sierpnia start do pierwszego etapu podróży. Do końcowej stacji planowaliśmy dojechać 19 sierpnia. Prognoza pogody zapowiadała ocieplenie, była to dla nas bardzo dobra informacja.

W pierwotnej wersji mieliśmy jechać pociągiem z Poznania. Spotkaliśmy się jednak na miejscu, gdyż Michał wcześniej wypoczywał w Międzyzdrojach (zmiana miejsca startu, początkowo mieliśmy startować ze Świnoujścia). Ułatwiło mi to tym samym podróż, gdyż w pierwszą stronę nie musiałem zabierać roweru do pociągu. Mój jednoślad był już nad morzem, zabrany autem osobowym. Perspektywa stania kilku godzin przy rowerze nie była przyjemna. Nie to byłoby jednak najgorsze. W niektórych pociągach PKP jest zapis „możliwe ograniczenia w przewozie rowerów”. Oznacza to, że jeżeli na wcześniejszych przystankach wejdzie zbyt duża liczba rowerzystów lub po prostu braknie miejsca, wówczas konduktor może nie wpuścić mnie do środka. W pierwszą stronę takie przykrości mnie ominęły i w spokoju mogłem poczytać książkę w pociągu. W drodze powrotnej mieliśmy wracać wraz z rowerami w pociągach InterRegio, które mają specjalne wagony dostosowane do ich przewozów. Miałem nadzieję, że nieprzyjemności nas ominą. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna, o tym będzie na ostatnich stronach tego opracowania.
ROZDZIAŁ 7 – „Przeddzień wyprawy, Międzyzdroje 14.08.2012.”
Kaliski dworzec pożegnałem przed godziną 10.00. Następnie 60 minut oczekiwania w Ostrowie Wielkopolskim i później bezpośrednim połączeniem do Międzyzdrojów. W kilkugodzinnej podróży przeczytałem jeszcze raz „Przewodnik tras rowerowych nad Bałtykiem.
Nadmorski szlak rowerowy R10”. Nie znalazłem kompletnego opracowania tej trasy. Dlatego korzystałem właśnie z tej wersji, była ona nie za bardzo aktualna (2005 rok). Z perspektywy czasu sądzę, że aż tak dużo się w stosunku do tego opracowania nie zmieniło. Wypisałem sobie miejscowości, przez które najprawdopodobniej będziemy przejeżdżać. Międzyzdroje. Przed zachodem słońca.

Do Międzyzdrojów zajechałem po godzinie 18.00. Tam czekali nam mnie Michał wraz z żoną Kasią. Udaliśmy się na nadmorską rybkę z frytkami. Później jeszcze wspólne oczekiwania na zachód słońca. Wiało mocno, ale rekompensowały to wspaniałe widoki. Humory dopisywały. Jeszcze tylko przechadzka po molo. Miasto tętniło życiem, Międzyzdroje wieczorem mają swój
niepowtarzalny klimat. Małe zakupy i udajemy się z powrotem na kwaterę.
Film – „Na plaży w Międzyzdrojach” http://www.youtube.com/watch?v=a0fRtNReik8
Film – „Międzyzdroje nocą” http://www.youtube.com/watch?v=xFbQ16qmWyk