Relacja ze szlaku rowerowego R10 – cz.2
ZOBACZ pełną wersje ze zdjęciami! „Nadmorska przygoda” (pdf) cz.2 (strony 12-23)
Druga część opracowania dotyczącej wyprawy Międzynarodowym Szlakiem Rowerowym R10 – Międzyzdroje – Hel. Opisuje w nim 1,2 i 3 dzień podróży. W te dni przemierzyliśmy następujące odcinki: Międzyzdroje – Kołobrzeg (100 km), Kołobrzeg – Łeba (122 km) oraz Łeba – Jarosławiec (123 km). Były to trzy najdłuższe odcinki naszej wyprawy.
ROZDZIAŁ 8 – „Dzień 1, 15.08.2012, Międzyzdroje – Kołobrzeg.”
Odcinek 100 km, średnia prędkość 17,2 km/h
Obudziliśmy się po godzinie 8.00. Szybkie pakowanie, przymierzanie sakw, pompowanie kół na maksymalną ilość atmosfer. Pożegnania z Kasią i ruszyliśmy w drogę. Po chwili jednak znów staliśmy, coś nie pasowało, sakwy były źle przymocowane na moim rowerze. Sznurki zabezpieczające ocierały o koło. Po usunięciu defektu mogliśmy zająć się już samą jazdą. Wyruszyliśmy późno, grubo po godzinie 10.00.
Film „Ostatnie chwilę przed wyjazdem” http://www.youtube.com/watch?v=8RtOmIe5iug
Film „Pierwszy przejazd z sakwami” http://www.youtube.com/watch?v=fSUt6xTcAW0
Uważam, że dobrze dobraliśmy odcinki trasy. Pierwszy etap był rozgrzewkowy. Dwa kolejne najdłuższe i najbardziej wyczerpujące. Z kolei dwa ostatnie, coraz krótsze i dające wytchnienie od wielodniowej podróży. W Międzyzdrojach czekała nas na dzień dobry spora górka. Byłem zaskoczony, że są tam takie przewyższenia. Dalej z miasta wyjechaliśmy drogą leśną. Po lewej strony widzieliśmy zagrodę z żubrami. Początek przyjemny, można było jechać normalnie. Dojechaliśmy do rozjazdu, trzeba kierować się na miejscowość Wisełka, później na Kołczewo. Dopiero po czasie zorientowaliśmy się, że ominęliśmy latarnie w Kikucie. Niestety nie było żadnego wyraźnego oznaczenia dla tego kierunku. Dalej ruchliwą asfaltową drogą 102 przez Międzywodzie do Dziwnowa. Tam szybko przedarliśmy się przez miasteczko, zatrzymał nas dopiero most zwodzony,
który właśnie się opuszczał. W Łukęcinie nie mogliśmy znaleźć czerwonego szlaku turystycznego. Odpuściliśmy, pewnie i tak wiódłby przez plażę w Pobierowie. Znów asfalt, drogą 102 zjechaliśmy do Trzęsacza i pytamy o ruiny kościoła.
Film „Chodnik rowerowy 1 dzień” http://www.youtube.com/watch?v=ql8Hw-p4bHE
Film „Wyjazd z drogi leśnej” http://www.youtube.com/watch?v=FTbcOJR1kvk
Film „Tuż przed Kołobrzegiem” http://www.youtube.com/watch?v=Ub5rDVJFo-M
Film „Ruiny kościoła w Trzęsaczu” http://www.youtube.com/watch?v=dPxPfSJr3ls
Film „Paralotniarze” http://www.youtube.com/watch?v=zU6QHAa3Bo4
Film „Droga klifowa” http://www.youtube.com/watch?v=TFGDBsA15-g
W Trzęsaczu główną atrakcją są ruiny zabytkowe kościoła. Pozostała tam tylko jedna ściana. Miejsce to odwiedza każdy przebywający w okolicach Rewala. Zrobiliśmy dłuższy postój, na drugie śniadanie. Przypatrywaliśmy się jak mężczyzna przebrany za Neptuna zręcznie namawia dzieciaki do zdjęcia. U wielu z nich budził grozę. Podchodzili do niego myśląc że to pomnik, a tu nagle wykonywał ruch i następował krzyk dzieci. Pochmurno, brak słońca, ale i tak sporo ludzi rozłożyło się na ręcznikach. Dalej kierowaliśmy się malowniczym klifem, wzdłuż Bałtyku. Spory ruch na tej ścieżce, która prowadzi do samego Rewala.
W Rewalu charakterystyczne betonowe płyty drogowe. Zajechaliśmy asfaltową drogą 102 do Niechorza. Kolejne spotkanie z latarnią morską. Nie zagościliśmy tam długo. Kolejny etap podróży to droga leśna. Na trasie od Pogorzelica natrafiliśmy na jazdę płytami typu jumbo. Znajduje się tam taki dłuższy odcinek wzdłuż jednostki wojskowej. Nie pojedzie się więcej niż 20 km/h. Kolejne morskie miasteczka. Mrzeżyno z dobrą drogą rowerową i dalej Dźwiżyno. Minęliśmy jezioro Resko. W Dźwiżynie postój na obiad. Zjedliśmy coś na szybko, bo była już dość późna 18.00 godzina. Na szczęście przed sobą mieliśmy rewelacyjną ścieżkę rowerową i to na dodatek asfaltową. Po takiej nawierzchni jedzie się najszybciej. Minęliśmy wielu rowerzystów. Prędkość 25-30 km/h do samego Kołobrzegu.
Wjechaliśmy do miasta. Spotkaliśmy dwóch rowerzystów, którzy spytali nas czy w przeciwnym kierunku dojadą do Pogorzelicy. Kołobrzeg to duże miasto, które dzieli się na część mieszkalną i uzdrowisko. Mało przyjemna jest jazda głównymi ulicami, trzeba uważać na samochody. Miejscowym dość trudno było wytłumaczyć nam, jak dojechać do najbliższego
campingu. Ostatecznie około 18.30 dotarliśmy do trzygwiazdkowego campingu Baltic. Trzygwiazdkowego standardu hotelowego nie mieliśmy, ale nasz ośrodek był dobrze wyposażony. Niezbędne dla podróżników w namiotach jest: ciepła woda, prąd, papier toaletowy oraz palniki do zagrzania wody.
Film „Punkt widokowy” http://www.youtube.com/watch?v=E5wM56aMVuI
Film „Nasza kolacja” http://www.youtube.com/watch?v=FzWUWkinuYs
Po kolacji była nawet chwila, aby usiąść na ławeczce na wieczorne pogaduchy. Następnie prysznic i pierwsza noc w namiocie. Trudno było mi zasnąć, miałem dmuchany materac, ale to zdecydowanie nie było wygodne łóżko. W nocy jeszcze przebudzenie, bo słychać było głosy przy naszym namiocie. Gdzieś około 2-3 godziny, ktoś zaczął się rozbijać przy naszym schronieniu. Miałem nawet wrażenie, że wszedł do naszego przedsionka, ale to był tylko dźwięk rozsuwanego zamka w ich namiocie. Byli głośni i mocno zdziwili się, kiedy tuż obok płotu przeszło stadko dzików. W tej nocy spałem mało.
ROZDZIAŁ 9 – „Dzień 2, 16.08.2012, Kołobrzeg – Jarosławiec.”
Odcinek 122 km, średnia prędkość po drugim dniu 17,6 km/h
Latarnia w Kołobrzegu. Pojawiają się pierwsze oznaczenia szlaku rowerowego R10. Pobudka o 6.30. Byłem dosyć połamany. Pierwszą noc w namiocie spało mi się bardzo niewygodnie. Wyszedłem z namiotu. Obok stał mały namiocik nocnych warchołów. Wszyscy jeszcze spali, wystawały tylko nogi jednego z mężczyzn. Po śniadaniu, byliśmy gotowi do podróży. Trzeba było jeszcze spakować nasz ekwipunek. Wszystkie czynności zajęły nam około dwóch godzin. Wyjechaliśmy jednak szybciej niż z Międzyzdrojów, około 8.45. Dzień wcześniej nie było czasu na zwiedzanie latarni w Kołobrzegu. Od uzdrowiska do części plażowej, prowadzi bardzo dobra droga rowerowa. Dojechaliśmy do latarni i zrobiliśmy sobie kilka zdjęć. Nakręciliśmy filmiki na deptaku, po czym skierowaliśmy się na szlak. Po chwili niesamowity zbieg okoliczności. Jedziemy szybko, jednak coś mnie tknęło, żeby posłuchać muzyki. Zatrzymaliśmy się przy ławeczce na głównym deptaku. Nagle podchodzą do nas rodzice Ani Sokołowskiej – szachistki z naszego klubu KTS-W Kalisz. Ogromne zaskoczenie. Na ostatnich trzech wyjazdach w 2012 roku miałem wybitne szczęście do szachistów. W Karpaczu spotkałem Piotra Mickiewicza (Polonia Wrocław), w Zakopanym – Marcina Orzechowskiego (Pogoń Nowe Skalmierzyce), w Borowicach Rafała Szyszyło (ze Szczecina).
Film „Kołobrzeg cz.1” http://www.youtube.com/watch?v=k7-useM3j2U
Film „Kołobrzeg cz.2” http://www.youtube.com/watch?v=eg-OzIzAMto
Film „Kołobrzeg cz.3” http://www.youtube.com/watch?v=jenJAbGh3p4
Film „Punkt widokowy” http://www.youtube.com/watch?v=DkINcdnIzuU
Po raz pierwszy widziałem oznaczenie szlaku R10. Współczuję obcokrajowcom, którzy mieliby przemierzać rowerem polskie wybrzeże. Oznaczeń R10 na odcinku Międzyzdroje – Kołobrzeg po prostu nie było. Trzeba było korzystać z mapy i kierować się z miejscowości do miejscowości. Drugi etap to diametralna zmiana, dużo wskazówek i znaków, poczuliśmy że jesteśmy w końcu na dobrych torach. Uważam, że na wytyczonym szlaku powinniśmy być prowadzeni do celu jak „za rączkę”. Rzeczywistość była inna, trzeba było dużo pytać, zanim pojedzie się dalej. W wielu przypadkach sprawdzenie mapy było koniecznością, żeby nie odjechać zbyt daleko od szlaku.
Kołobrzeg to jedno z najlepszych miejsc na wybrzeżu, gdzie jest rewelacyjna infrastruktura rowerowa. Wyróżnia się dużą ilością ścieżek, na których można jechać bardzo szybko. Oznaczonym chodnikiem rowerowym pojechaliśmy przez Sianożęty do Ustronia Morskiego. Poszło błyskawicznie. Szkoda, że chodnik dla rowerów urwał się. Widać było jednak pracę, które mają pociągnąć trasę R10 dalej na wschód. Zatrzymaliśmy się na drugie śniadanie. Znaleźliśmy swojski market „Biedronka”. Standardowe zakupy drożdżówka, banany, parówki. W markecie mnóstwo ludzi, Michał czekał w 10-osobowej kolejce. Słaba pogoda, ludzie poszli więc na zakupy. Polecam jednak robić zakupy w małych sklepikach. W naszym przypadku najczęściej kupowaliśmy wodę mineralną, dlatego szukanie większych sklepów mijało się z celem. Dalej droga turystyczna, czerwonym szlakiem, po twardej ubitej drodze. Mijaliśmy sporo jednostek wojskowych, ogrodzonych siatkami z drutu kolczastego. Ten odcinek przejechaliśmy znacznie wolniej, podłoże było nierówne.
Dotarliśmy do Gąsek (fot.), gdzie znajduje się kolejna latarnia. Z tego miejsca nadłożyliśmy sporo kilometrów. Powinniśmy jechać czerwonym szlakiem przez Sarbinowo i Chłopy. Widzieliśmy jednak oznaczenie ze znanym zielonym rowerem, które kieruje na drogę rowerową w Wierzchominie. Za późno spostrzegliśmy się, że to nie nasza droga. Mieliśmy rewelacyjny asfalt, średnia prędkość była znacznie wyższa, ale musieliśmy za to zrobić więcej kilometrów. Dotarliśmy do drogi krajowej numer 11, która prowadzi do Koszalina. Minęliśmy Będzino, następnie drogą 165 prosto do Mielna. „Jedenastką” musieliśmy jechać cały czas. Ruch był wzmożony, mijały nas tiry, było nieprzyjemnie. W wycieczkach rowerowych trzeba szukać dróg z jak najmniejszym natężeniem ruchu drogowego. Następnie Mielno, które również odwiedzałem w 2011 roku, podczas Mistrzostw Polski Juniorów w szachach do lat 10-12. Wtedy też nie było za wiele czasu, aby pozwiedzać. Przypominam sobie jednak główny trakt. Na rondzie widzieliśmy również znak z drogą asfaltową na Gąski. Byłem trochę zły, że nadłożyliśmy około 15 km. Skręciliśmy do sklepu Polo Market po wodę mineralną i coś słodkiego. W środku zdziwienie jeszcze większe kolejki niż w Biedronce. Udało mi się jednak trochę skrócić czas oczekiwania w 20 osobowej kolejce!.
Film „Utwardzona droga leśna” http://www.youtube.com/watch?v=Ttvlx0ZTcSc
Film „Most zwodzony – Darłówek” http://www.youtube.com/watch?v=n0AmkOYa1-c
Film „Trasa do Jarosławca” http://www.youtube.com/watch?v=RbKU3gkXAuQ
W Mielnie droga betonowa i płyty typu jumbo. Wydawało mi się, że Mielno jest większym środkiem turystycznym. Przemknęliśmy przez ten słoneczny kurort bardzo szybko. Droga z jumbo towarzyszyła nam również jadąc przez Unieście i Łazy. Minęliśmy jezioro Jamno. Mieliśmy wybór, droga plażowa i ominięcie jeziora Bukowo od strony wybrzeża lub jazda asfaltem przez Suchą Koszalińską. Pierwsza wersja miała około 10 km, druga 20 km. Wybraliśmy jednak asfalt, jeżdżenie po piasku z sakwami mogłoby trwać jeszcze dłużej. Poruszaliśmy się przez Osieki i drogą 203 do Dąbek.
W Dąbkach przerwa obiadowa. Wybraliśmy bar, usytuowany z boku, nie przy głównej drodze. Michał zamówił spaghetti, ja schabowy z frytkami. Porcje mocno skromne, ceny wysokie. Nie najedliśmy się. Znów czas nas naglił, było około 17.00. Powrót na drogę 203, która wiedzie do Darłowa. Chcieliśmy jechać szerokim chodnikiem, ale ludzi musielibyśmy mijać jak tyczki. Cały czas drogą samochodową i trafiliśmy do wschodniej części Darłówka. W Darłówku, również byłem w 2011 roku z drużyną KTS-W Kalisz, na Drużynowych Mistrzostwach Polski II Liga Juniorów w szachach. Okolice znałem bardzo dobrze. W tej miejscowości napotkaliśmy na największe natężenie turystów. Po prostu trzeba było zejść z rowerów i prowadzić je koło siebie. Czekaliśmy przez kilka minut przy moście zwodzonym. Dotarliśmy do portu i latarni. Wcześniejsze miejscowości wydawały mi się podobne. Darłówek z kolei był jakiś inny, bardziej urokliwy.
Polskie latarnie nad Bałtykiem: Świnoujście, Kikut, Niechorze, Kołobrzeg, Gąski, Darłowo,
Jarosławiec, Ustka, Czołpino, Stilo, Rozewie, Jastarnia, Hel, Gdańsk, Krynica Morska
Przejechaliśmy przez miasteczko, na głównym skrzyżowaniu trzeba było skręcić w lewo i następnie pojechać prosto. My z kolei pierwsze skrzyżowanie pojechaliśmy dobrze, nie zauważyliśmy czerwonego oznaczenia szlaku na drzewie i pojechaliśmy na kolejnym większym skrzyżowaniu w prawo, tuż przy parku wodnym. Tam coś nam nie pasowało, bo dojechaliśmy do drogi ze sporym natężeniem samochodów. W pewnym momencie stanęliśmy. Zapytaliśmy miejscowych o najlepszą drogę, skierowali nas na polne dróżki. Kolejny miejscowy był bardzo dobrze zorientowany. Kazał nam jechać z powrotem do czerwonego szlaku. Z daleka widzieliśmy ponownie park wodny. Droga żwirowo-piaskowa wiodła obok jezioro Kopań. Rewelacyjne widoki, po lewej stronie morze, z kolei po prawej znajdowało się jezioro. Taki przedsmak Półwyspu Helskiego. Przejechaliśmy przez Wicie. Droga była monotonna i na tym etapie już męcząca. W ten dzień zrobiliśmy 122 km. Pobiłem tym samym swój życiowy rekord dziennej długości przejechanych kilometrów. Odpuściliśmy dalszą jazdę. W Jarosławcu podjechaliśmy pod latarnię (fot.), sklep spożywczy i trafiliśmy na podwórkowe pole namiotowe (z dobrym zapleczem). Mieliśmy wszystko co trzeba, prysznice, prąd, papier toaletowy i ławeczki przy namiocie. Ładowaliśmy akumulatory na kolejny dzień. Za namiotem do znudzenia słychać hit tegorocznych wakacji Gustavo Lima – Balada. Pod potężnym namiotem ćwiczyli na obozie tanecznym. W ten dzień zasnąłem jednak szybko, byłem zmęczony.
ROZDZIAŁ 10 – „Dzień 3, 17.08.2012, Jarosławiec – Łeba.”
Odcinek 123 km, średnia prędkość po trzecim dniu 17,6 km/h
Dobrze, że odpuściliśmy dalszą jazdę w poprzedni dzień. Z Jarosławca do Ustki czekał nas długi i mozolny odcinek. Nie można było jechać przez Wicko Morskie. Stacjonuje tam wojsko i nie przepuszczają cywili. Jechaliśmy szlakiem czerwonym, później zgodnie z oznaczeniami szlaku R10. Ominęliśmy jezioro Wicko od strony południowej przez Łącko, Korlino i Zaleskie. Drogą 203 do Ustki. Odcinek ten był jednym z bardziej urokliwych podczas naszej całej wyprawy. Jadąc od Dębiny mieliśmy niepowtarzalny fragment trasy. Dotarliśmy do rezerwatu, dalej wąskimi ścieżkami wzdłuż torów. Przywitała nas piękna Ustka. Nie byłem tu nigdy, miasto spodobało mi się, jak żadne inne. Malowniczo i przepięknie. Zatrzymaliśmy się przy porcie. Fotki ze statkami i latarnią. Posiliłem się wcześniej przygotowanymi kanapkami. Michał poszedł po tradycyjną zapiekankę ustecką. Oj długo mu się jeszcze będzie ona odbijać na trasie.
Film „W drodze do Ustki cz.1” http://www.youtube.com/watch?v=aSdZkq9xx6E
Film „W drodze do Ustki cz.2” http://www.youtube.com/watch?v=OwNtk-0Hsqk
Film „W drodze do Ustki cz.3” http://www.youtube.com/watch?v=pXz9aeT_j3A
Film „W drodze do Ustki cz.4” http://www.youtube.com/watch?v=cz381t4OD14
Film „Port w Ustce” http://www.youtube.com/watch?v=r7op10RTg_Y
Następnie kierowaliśmy się ścieżką rowerową przez Poddębie. W Dębinie fantastyczne widoki, jedziemy klifem przy morzu. Wyszło trochę słońce. Widzieliśmy wielu paralotniarzy, którzy wykorzystywali sprzyjające wiatry. Jeden z nich zaproponował mi skok w tandemie za 100zł. Niestety razem z rowerem już się nie dało 😉
Film „Wysokie zbocze klifowe” http://www.youtube.com/watch?v=Wi7XBUStUnY
Film „Droga klifowa cz.1” http://www.youtube.com/watch?v=UArs9TjHE68
Film „Droga klifowa cz.2” http://www.youtube.com/watch?v=1m44zGzl4M4
Tego dnia mieliśmy najdłuższy odcinek naszej wyprawy. Pokonaliśmy 123 kilometry, co nieznacznie pobiło mój życiowy rekord przejechanych kilometrów z poprzedniego dnia. Zupełnie inaczej jedzie się, kiedy droga wiedzie samym asfaltem. W naszym przypadku pokonywanie kolejnych kilometrów nie było już takie łatwe. Dalej też rewelacyjnie, przepiękny las, ścieżka z krótkimi podjazdami i zjazdami. Piękny odcinek wprowadził nas w znakomite humory. Nie wiedzieliśmy, że dalej będzie bardzo ciężko. Dojechaliśmy do Rowów. Dalej przy morzu nie było drogi, należało odbić daleko na południe. W grę wchodziło też pchanie rowerów plażą od Rowów do Rowka i do Smołdzińskiego Lasu. Taka opcja nam się nie podobała. Pojechaliśmy przez Objazdę, Gąbino, Gardna Wielka do Smołdzina.
Szybko przemieszczaliśmy się na dobrym asfalcie. Po raz drugi spotykaliśmy parę Olę i Michała, którzy podobnie jak my zmierzają z sakwami do Helu. Rowerzyści trzymają się razem dlatego często na drodze pozdrawialiśmy napotkanych kolegów. Na jednym z etapów widzieliśmy zorganizowaną grupę około 25 rowerzystów, którzy mknęli w drugą stronę. Taki widok dodaje sił. Ola i Michał ostrzegli nas, żeby nie jechać przez Kluki do Izbicy, bo jest tam straszne błoto. Cenna informacja. Mieliśmy jechać do latarni w Czołpinie i następnie właśnie tą błotną trasą. W tej sytuacji odpuściliśmy jazdę do Czołpina. Zaoszczędziło nam to jakieś 20 km. Jedziemy do Żelaza i Wierzchocina. Dalej mocno zachęcający znak, że biegnie tam trasa R10. Według mapy, miał to być leśny skrót, który kieruje od Wierzchocina do Równej. Ochoczo wjechaliśmy na ten odcinek. Nie polecam! Omijać szerokim łukiem, warto objechać to przez Witkowo do 212 i dalej na Główczyce. Jadąc skrótem strasznie się wymęczyliśmy. Dużo kostki brukowej, mocnych podjazdów, same utrudnienia na drodze. Jechaliśmy bardzo wolno. W końcu dotarliśmy do 213. Pojawił się się znak R10, jednak dla pewności spytaliśmy miejscowych o dalszą drogę. Odradzili nam jechanie tym fragmentem trasy. Po wcześniejszych doświadczeniach oznaczeniom już nie ufamy. Wolimy pewniejszą drogę asfaltową do Zgierza. Można też przemyśleć jazdę dłuższym odcinkiem 213, przez Wicka do Łeby. Więcej kilometrów, ale pewnie pojedzie się szybciej. Pojechaliśmy przez Zgierz, Izbicę i bardzo mozolnym żółtym szlakiem przez Żarnowskie do Łeby. Czekała nas tam bardzo trudna droga usypana piaskiem. Bardzo się tam zakopałem. Dostaliśmy mocno w kość. Dobiły nas komary, które docierały do nas od strony jeziora Łebsko. Kiedy myślałem, że już dotarliśmy do Łeby, okazało się, że przejechaliśmy tylko przez jakieś małe miasteczko. Do celu czekało nas jeszcze kilka kilometrów drogi. W oddali było widać Łebę, ale podróż trwała bardzo długo. W końcu dotarliśmy. Żółty szlak skończył się. Wjechaliśmy na parking Polo Marketu. Skorzystaliśmy z okazji, bo brakowało nam już wody. W dalszej drodze minęliśmy kilka reklam campingów. W mieście obiado kolacja. Zamówiłem pizzę, Michał lasagne. Najadłem się do syta.
Wróciliśmy do wcześniej mijanego campingu, miał on trzy gwiazdki. Camping Marco-Polo był to zdecydowanie słaby wybór. Przede wszystkim pożerały nas komary, ponieważ camping znajdował się zbyt blisko jeziora. W pewnym momencie spojrzałem na nogę, tam 6 komarów właśnie się za mnie zabierało. Nie pomagały żadne spraye. W campingu nie było papieru toaletowego i ławeczek przy namiotach. Znaleźliśmy jedyną wolną przy wejściu. Tradycyjnie spisałem naszą dzienną podróż do dziennika. Przyjechaliśmy późno, około 19.00, dlatego w zasadzie pozostało nam tylko wejść pod prysznic i przygotować się do kolejnego dnia podróży. Średnia noc. Mimo zmęczenia, miałem kłopoty z zaśnięciem.
Koniec części 2 (zobacz koniecznie część 3)
Maciej Sroczyński – Szkoła szachowa SzachMistrz, www.szachmistrz.pl