Relacja ze szlaku rowerowego R10 – cz.3

Trzecia i ostatnia część mojego opracowania dotyczącego wyprawy szlakiem rowerowym R10. Opisałem w niej 4 etap z Łeby do Władysławowa oraz 5 etap z Władysławowa do Helu. Znalazły się też wątki podróży tramwajem wodnym Hel – Gdańsk oraz pociągiem z Gdańska do Poznania. Podsumowałem również wszystkie koszty mojego wyjazdu. Wszystkie trzy części można pobrać w jednym pliku.

ZOBACZ część 3 wersja ze zdjęciami! Wyprawa rowerowa R10 cz.3

ZOBACZ całe opracowanie Wyprawa rowerowa R10 cześć 1,2,3

 

 

ROZDZIAŁ 11 – „Dzień 4, 18.08.2012, Łeba – Władysławowo.”
Odcinek 85 km, średnia prędkość po czwartym dniu 17,6 km/h

Pobudka o 6.30, toaleta, śniadanie, pakowanie. Trzeba było też wysuszyć namiot od spodu i w środku. Poranna rosa sprawiła, że był mocno wilgotny. Na początku chłodno, ale słońce nieśmiało przebijało się przez chmury. Bez wielkich sentymentów wyjechaliśmy z Łeby, zostawiając daleko w tyle camping z komarami. Trzy najgorsze dni za nami. Teraz, krótsze odcinki. W najbliższych planach mieliśmy latarnię Stilo (Osetnik). Pojechaliśmy przez Nowęcin i Sarbsk. Ominęliśmy tym samym jezioro Sarbsko z południowej strony. Miejscowy mówił, żeby nie jechać przez Dymnicę, tylko kierować się zgodnie ze szlakiem, wówczas dojedziemy prosto do latarni. Na krótkim szlaku, mocne podjazdy. Michał mógł się w końcu wykazać, ja jechałem spokojniej. Dotrzeć do Stilo można na dwa sposoby. 2,5-kilometrową pętlą lub stromym 800-metrowym zboczem. Rowerem w górę to tylko pętla. Mocno zmęczeni wpadliśmy na sam szczyt. Tam latarnia … i znana para rowerzystów: Ola z Michałem. Opowiedzieliśmy sobie, co spotkało nas wcześniej. Wymieniliśmy też poglądy na temat dalszej trasy. Chcieli jechać do elektrowni Żarnowiec oraz wsi Gniewno (tam gdzie trenowali Hiszpanie przed EURO 2012). My pojechaliśmy zgodnie z naszym planem wzdłuż wybrzeża. Na górę dotarł jeszcze jeden rowerzysta z Gdańska. Przyjechał pociągiem do Łeby prosto z Gdańska i chciał do wieczora zdążyć na prom w Juracie. Ciekawy pomysł na spędzenie soboty, ale jego rowerowy plan wydawał nam się mało realny.

Zjeżdżając ze Stilo od razu nieprzyjemności. Stromo i sporo korzeni. Michała zarzuciło i przednia sakwa odbiła się w szprychy. W ciągu kilku sekund sakwa rozpruła się w kilku miejscach, rzeczy powypadały, a kuchenny widelec przekrzywił się w taki sposób, że utworzył kąt 90′. Sakwy nie mogliśmy zszyć. Do środka włożyliśmy reklamówkę, która przytrzymała bagaż. Awaria została naprawiona. Dalej już na większym hamulcu, wzdłuż stromego zbocza dotarliśmy na sam dół.

Kierowaliśmy się czerwonym szlakiem turystycznym. Droga fatalna. Piasek, piasek i jeszcze raz piasek. Pchaliśmy rowery i często zatrzymywaliśmy się. Na nieco lepszych odcinkach jechaliśmy maksymalnie 15 km/h. Na szczęście po drodze spotkaliśmy starsze małżeństwo, które powiedziało nam, że lepiej wykorzystać drogę pożarową biegnącą bliżej morza. Faktycznie odbiliśmy kilometr w lewo i mieliśmy piękną utwardzoną drogę żwirową. Później płyty jumbo, ale i tak jechało się znacznie szybciej. Trzymaliśmy się cały czas drogi pożarowej nr 6. Później odbiliśmy w drogę pożarową nr 1. W lesie zjedliśmy obiad. Michał miał miniaturową kuchenkę gazową oraz pojemnik z wodą. Obiad był mocno nietypowy … kasza jęczmienna z soczewicą i daktylami. Wszystkie te składniki są bogate w wartości odżywcze potrzebne przy dużym wysiłku fizycznym.

Dotarliśmy do Białogóry. Tam ścieżką rowerową przez las. Droga przyzwoita, spory ruch na tym odcinku w jedną i w drugą stronę. Tym razem u mnie problemy. Słyszałem wyraźne tarcie. Bagażnik poluzował się, trzeba było wszystko ściągać. Mocno nas wytrzęsło, odczuł to nas sprzęt. Naszą morską wyprawę wyobrażałem sobie pięknym asfaltem lub wytyczoną ścieżką leśną, które biegną przy samym morzu. Marzenia. W naszym przypadku, jadąc z wielokilogramowym bagażem trzeba było uważać, żeby nie stało się nic poważniejszego. Dalej urokliwe Dębki, małe miasteczko, ale bardzo przypadło mi do gustu. Cały czas ścieżką rowerową do Karwieńskiego Błota. Następnie zjechaliśmy na drogę 215, tam intensywnie pracowaliśmy nogami i w dobrym tempie minęliśmy Ostrowo i Karwię. Przed samą Jastrzębią Górą jest bardzo długi i wyczerpujący podjazd, tam jechałem z prędkością nie większą 10 km/h. Mimo, że tego dnia trasa była krótka to jednak wymagająca. Mieliśmy tylko jeden dłuższy fragment po asfalcie. Tuż za Jastrzębią Górą przyjemny zjazd z górki i znaleźliśmy latarnię w Rozewiu (fot.). Leży tam najdalej wysunięty na północ punkt Polski.

Mieliśmy kwadrans przerwy na uzupełnienie płynów i zjedzenie czegoś pożywnego. Wróciliśmy na trasę. Ruch na 215 mocno wzmożony. Dobrze że mieliśmy kamizelki odblaskowe. Na wcześniejszych 400 kilometrach dwa razy było bardzo niebezpiecznie. Raz kiedy dostawczy bus mijając rowery przejechał kilkadziesiąt centymetrów od nas. Druga sytuacja, kiedy samochód osobowy wyprzedzał nas na zakręcie i o mały włos nie wpadł na samochód przewożący gaz.

Przejechaliśmy Chłapowo, widzieliśmy campingi oraz pola namiotowe. Do Władysławowa wjechaliśmy po bardzo długim zjeździe z kostki brukowej. Szukaliśmy stacji PKP, chcieliśmy od razu kupić bilet na pociąg do Poznania. Władysławowo mnie przeraziło. Tysiące ludzi, którzy idą w różnych kierunkach. Najbardziej zatłoczone miasto ze wszystkich. Na dworcu bardzo duże kolejki. Dobrze się stało, że nie kupiliśmy biletów, byliśmy bardziej elastyczni kolejnego dnia. Pytaliśmy o campingi, doradzono nam, żeby wrócić do Chłapowa. Minęliśmy jeden camping, ale nie spełnił naszych standardów. 300 metrów dalej był następny, podobnie jak w Kołobrzegu o nazwie Bałtyk. Tam ciszej, spokojniej. Okazał się strzałem w dziesiątkę. Wszystko czego potrzebowaliśmy znaleźliśmy na miejscu. Dodatkowo przy namiocie znajdował się słupek z prądem, mogliśmy naładować komórki i aparat fotograficzny do ostatniej kreski.

Po rozbiciu namiotu poszliśmy do sklepu, tam spotkaliśmy załadowanych sakwami rowerzystów: ojca i syna z Kielc. Zasugerowali nam, żeby nie jechać rowerem do Gdańska przez Puck, Gdynię i Sopot. Tam jest potężny ruch samochodowy. To główny szlak komunikacyjny na trasie Władysławowo – Trójmiasto. Przyjemniejsza podróż miała nas czekać jadąc na Hel i tam promem do Gdańska. Nastąpiła zmiana planów, co było jedną z lepszych decyzji na tym wyjeździe. Po kolacji planowaliśmy pójść na plażę, mieliśmy tego dnia zarówno siły jak i chęci. Drzwi od wyjścia na plażę były jednak zamknięte, dlatego usiedliśmy sobie na jednej z ławeczek w ośrodku.

Film „Rozewie” http://www.youtube.com/watch?v=IeUlMBct-wI
Film „Wieczorne notatki” http://www.youtube.com/watch?v=SLEjKup7tvE

Spisałem do mojego dziennika najważniejsze rzeczy z tego dnia wyprawy. W oddali słychać było muzykę. Wydawało mi się, że grał zespół Strachy na Lachy. Całkiem możliwe, bo wcześniej widziałem setki młodzieży, którzy znajdowali się w pobliżu dworca PKP. Tej nocy spałem dobrze.

 

ROZDZIAŁ 12 – „Dzień 5, 19.08.2012, Władysławowo – Hel – Gdańsk (promem) – Poznań (pociągiem) – Komorniki
Odcinek 60 km, średnia prędkość po piątym dniu 17,6 km/h

 

Wstaliśmy o pół godziny wcześniej. Musieliśmy zdążyć do Helu na godzinę 10.50, odpływał wówczas tramwaj wodny do Gdańska. Namiot był suchy, we Władysławowie dobra aura. Nie na darmo płaciliśmy klimatyczne. Po tylu dniach wędrówki mieliśmy już wprawę w zwijaniu namiotu i pakowaniu sakw. Byliśmy gotowi już przed godziną 8. Zaoszczędziliśmy tym samym godzinę. Trasa na Półwyspie Helskim należy do bardzo przyjemnych. Z lewej strony plaża, z prawej strony pływają windsurferzy oraz żaglówki. Mieliśmy dobry czas, jechaliśmy średnio około 25 km/h. Przelecieliśmy przez Chałupy, Kuźnica, Jastarnię. Helu nie było jeszcze widać. Skończyła się ścieżka chodnikowa, dalej jechaliśmy ubitą drogą leśną przy drodze 216. Mimo wszystko było wygodnie, napotykaliśmy tam tylko większą ilość wzniesień. Po 10.00 byliśmy na miejscu. Czas naglił. Przez miasto pojechaliśmy prosto i dotarliśmy do helskiego cypla. Pięknie widoki i na dodatek czuć było na skórze przyjemne promienie słońca. Godzina 10.20, odpuściliśmy szukanie latarni. Port na szczęście był blisko.

 

Film „Półwysep helski cz.1” http://www.youtube.com/watch?v=sL4RLwyXNFo
Film „Półwysep helski cz.2” http://www.youtube.com/watch?v=P62EBwOC7bo
Film „Półwysep helski cz.3” http://www.youtube.com/watch?v=Hd1tBKy6lTY
Film „Półwysep helski cz.4” http://www.youtube.com/watch?v=KhrMSt7zR4M
Film „Półwysep helski cz.5” http://www.youtube.com/watch?v=1rwZuuEAD0c
Film „Półwysep helski cz.6” http://www.youtube.com/watch?v=42gCx_tlQGw
Film „Półwysep helski cz.7” http://www.youtube.com/watch?v=hFa2XB5Frs0
Film „Półwysep helski cz.8” http://www.youtube.com/watch?v=8kVjEK8WA4o
Film „Port na Helu” http://www.youtube.com/watch?v=2cJs3_WR6II

Michał czekał w kolejce po bilety. Godzina 10.30, pojechaliśmy szybko po małe zakupy. Byliśmy o godz. 10.42 z powrotem. Pan przy promie kazał ściągnąć wszystkie sakwy. Trochę nerwowo, za kilka minut odpływa. Moje zeszły bez problemu. Michał jednej nie mógł odpiąć. Zabrali nasze rowery, z sakwami weszliśmy na pokład. Najpierw na wewnętrzny, później już na najwyższy z pokładów. Słońce prażyło, ludzie opalali się. Przed nami było 2 godziny rejsu.

Film „Rejs tramwajem wodnym cz. 1” http://www.youtube.com/watch?v=XXf7oc-_jkI
Film „Rejs tramwajem wodnym cz. 2” http://www.youtube.com/watch?v=nmEzUpSI-Ic
Film „Rejs tramwajem wodnym cz. 3” http://www.youtube.com/watch?v=6C5rnNRvg7U
Film „Rejs tramwajem wodnym cz. 4” http://www.youtube.com/watch?v=0zdE9vbewXo
Film „Rejs tramwajem wodnym cz. 5” http://www.youtube.com/watch?v=eNj3-aka-U0
Film „Na pokładzie statku” http://www.youtube.com/watch?v=-MPG4uRj5Fs

 

Wiatr mocno wiał, ale i tak czuliśmy, że nas ostro podpieka. Robiłem dużo zdjęć i kręciłem filmy. W oddali widziałem Gdynię. Zbliżaliśmy się do gdańskiego portu. Stwierdzam, że jest tak ogromny, że statki mogą się tam nawet zgubić. Widzieliśmy w oddali gdański stadion, który był areną piłkarzy na Euro 2012. Dalej z pokładu widać pomnik obrońców Westerplatte. Na pokładzie zagadał do mnie Niemiec, rowerzysta jadący z Lubeki wybrzeżem Bałtyku ponad 1000 km. Narzekał na nasze piaskowe drogi na wybrzeżu. Michał rozmawiał też z parą rowerzystów, którzy zmierzali z Gdańska do Olsztyna. 30 stopniowy upał tego dnia nie sprzyjał jednak rowerzystom. Cumowaliśmy do brzegu.

 

Film „Cumujemy w Gdańsku” http://www.youtube.com/watch?v=6gLEpzzt9eY
Widać było piękne stare miasto w Gdańsku (fot.). Następnie pojechaliśmy na dworzec PKP. Zastanawialiśmy się, którym pociągiem pojechać. Mogliśmy tym po godzinie 14.00, nie mieliśmy jednak pewności czy nas zabierze (był bez wagonu rowerowego). Pociąg ten bardzo nam odpowiadał, jechał do Poznania tylko 4 godziny. Druga opcja była godzinę później (z wagonem rowerowym), którego planowana jazda do naszego celu miała trwać aż 6,5 godziny. Na dodatek był to dzień, kiedy kończyły się urlopy dla wielu osób. Słyszeliśmy na Helu, że biletów na tramwaj wodny na godzinię 17.30 już nie było. Ostatecznie zaryzykowaliśmy, padło na pierwszy wariant. Pociąg zajechał punktualnie, ale był przepełniony. Ustawiliśmy się wcześniej jak najbliżej pierwszego wagonu, sądząc że tam ustawimy nasz ekwipunek. Konduktor wysiadł i pokierował nas jednak do ostatniego wagonu, podobno tam był rowerowy. Biegłem więc z dwoma rowerami, a Michał za mną ze wszystkimi sakwami (nie wiem jak on to wziął 4 sakwy, namiot, 2 karimaty i dwie wody mineralne). Jednak na końcu, nie było żadnego rowerowego, ludzie stali w wagonie ściśnięci jak śledzie. Bez szans, żebyśmy weszli. Pobiegłem z powrotem na początek składu wagonów. Konduktor z wielką łaską pozwolił nam wejść do pierwszego wagonu. Udało się!. Wpakowaliśmy nasze rowery i dobytek tuż przy toalecie. Ustawiliśmy je tak, aby ludzie mogli obok nich przejść.

 

W drodze powrotnej było jeszcze kilka przygód. Przede wszystkim staliśmy całą trasę, pełne 4 godziny. Pociąg był przepełniony, ludzie koczowali w korytarzu. Minęła pierwsza godzina w pozycji pionowej. Konduktorzy skierowali do naszego pierwszego przedziału 30-letniego podchmielonego mężczyznę. Podejrzewam, że jego ostatni kontakt z prysznicem był pewnie kilka tygodni wcześniej. Na jego wielką prośbę podarowaliśmy mu wodę. Prosił również o pieniądze. Mówił, że jest bezdomny, chociaż był w koszulce Adidasa i butach Reeboka. Stanie w toalecie było o wiele bardziej przyjemne niż stanie koło niego. Na kolejnych stacjach weszło jeszcze więcej ludzi. Wsiadł też młody chłopak, pracownik PKP, który serwował kawę, herbatę i przekąski (fot). Nie dało się tam przejść korytarzem, nie wspominając już o przemieszczaniu jego kramiku. Pomogliśmy mu wnieść cały jego handel obwoźny. Mówił, że to praca dorywcza i że ma już jej dosyć. Jakoś mu się nie dziwiliśmy. Podarował mi wrzątek, mogłem sobie zrobić herbatę w kubku. Później jeszcze dosiedli się palacze papierosów, którzy kopcili tuż przy nas i naszych rowerach. Ogólnie wysoki standard usług PKP. Wszystko to nie mogło zepsuć nam humorów. Jechaliśmy do domu, a nasza wyprawa dobiegała końca. Słuchawki na uszach, rytm mojej ulubionej muzyki. Uśmiechałem się sam do siebie. Cel osiągnięty.

 

Film „PKP” http://www.youtube.com/watch?v=2U4gWkuU3Ho

 

Dotarliśmy na dworzec, nogi wprawione w boju domagały się więcej. Zrobiliśmy w ten dzień tylko 45 kilometrów. Od dworca przejechaliśmy więc ostatnie 15 kilometrów, aby spotkać się z Kasią w Komornikach. Czekała na nas również pyszna kolacja. Przyzwyczajeni byliśmy do chleba, bułek, serków topionych, drożdżówek, gorących kubków, jogurtów pitnych, bananów. Miło było zjeść coś innego. Do późnej nocy dzieliliśmy się naszymi wrażeniami z wyprawy. Ostatnie zdjęcie w Komornikach. Za nami 5 dni podróży, 490 km w nogach.

 

ROZDZIAŁ 13 – „Nasze zdrowie. Nasze straty w sprzęcie.”
Zgodnie z planem 19 sierpnia 2012 roku ukończyliśmy naszą nadmorską przygodę szlakiem R10 na odcinku Międzyzdroje – Hel. Z naszym zdrowiem było wszystko w porządku. Kondycja dopisała. Pogoda do jazdy była idealna. Przez pierwsze cztery dni napotkaliśmy sporo chmur i mało słońca.Temperatura około 20′. W ostatni dzień mocno przygrzało, ale wtedy mieliśmy do pokonania tylko 60 km. Podczas jazdy deszcz nie padał ani razu.
Podczas najcięższego odcinka do Łeby dwa razy spadłem z roweru. Jadąc przez piasek kierownica zbyt mocno skręciła się w lewo powodując zatrzymanie roweru. Ciężar bagażu przeważył mnie na prawą stronę. Przy drugim upadku stoczyłem się do płytkiego rowu i dodatkowo rower spadł na mnie tłucząc mi mocno kolano. Wyciągnąłem wnioski, trzeba bardzo uważać na głębokim piachu. Z kolei Michała użądliła osa w głowę. Nie zdążył ściągnąć kasku, kiedy wleciała mu przez otwór w kasku. Lepiej nabyć sobie kask z siatką ochronną.
Jedynie czego nie wzięliśmy to zapasowe śrubki i szprychy. Śrubki mogły się przydać. Trasa była nasycona wieloma odcinkami płyt typu jumbo. Wytrzęsły nas niemiłosiernie. W skutek tego jedna z śrubek od mojego bagażnika wyleciała. Nie mieliśmy zapasowych. Na szczęście śrubka od przytrzymywania bidonu była identyczna. Przekręciłem ją do bagażnika i można było jechać dalej. Dostało się też naszemu osprzętowi. Kilka razy spadały nam łańcuchy, nie spowodowało to jednak większych uszkodzeń. Michałowi rozpruły się sakwy od spodu w wielu miejscach. Od mojej sakwy odpruła się linka od zapięcia. Na szczęście żaden z nas nie przebił dętki. Michał dał tu dobrą radę, aby napompować koła, jak najmocniej, aby nie zaliczyć tzw. „snake’a”. Następuje to w przypadku zjazdu z wysokich krawężników lub sporych wysokości. Wówczas, wskutek dużego nacisku wewnętrznego dętka może się przebić.

 

ROZDZIAŁ 14 – „Koszty wyjazdu.”

Bilet PKP, Kalisz – Świnoujście 71zł
Bilet PKP, Gdańsk – Poznań 65 zł
Bilet PKP, Poznań – Kalisz 22zł
Bilet na tramwaj wodny Hel- Gdańsk– 29zł
nocleg na kwaterze w Międzyzdrojach – 40zł
1 nocleg camping „Baltic” Kołobrzeg (***) – 20zł
2 nocleg pole namiotowe Jarosławiec – 12zł
3 nocleg camping „Marco-Polo” Łeba (***) – 15zł
4 nocleg camping „Bałtyk” Władysławowo (Chłapowo) – 14zł
1 obiad – 22zł
2 obiad – 14zł
3 obiad – 16zł
ciepłe przekąski – 10zł
artykułu spożywcze, wody mineralne – w sumie 60zł
SUMA – 410zł

 

ROZDZIAŁ 15 – „Epilog”

Zachęcam do aktywnego spędzania wolnego czasu. Rower to idealny sport dla osób, które lubią podróżować i odkrywać nowe, ciekawe miejsca. Nie trzeba zbierać sporej ilości zawodników, tak jak w piłce nożnej czy siatkówce. Wystarczą tylko dobre chęci, aby wyjść na rower i skorzystać ze sprzyjającej aury. Budujący jest również fakt, że coraz więcej osób korzysta z takiej formy rekreacji. Widać to chociażby w Kaliszu na szlaku rowerowym trasy Bursztynowej oraz na ścieżce rowerowej, która biegnie wzdłuż rzeki Prosna, aż do zalewu Szałe. Przy dobieraniu tras, często kieruję się kryterium czy w pobliżu mojego celu podróży są jeziora, kąpieliska czy zalewy. Lubię docierać do akwenów wodnych. Tym samym odkryłem bardzo ciekawe kąpieliska w Brzezinach, Murowańcu czy Przykonie. Myślę, że polubię też jazdę rowerem na trasach górskich. Ważnym odcinkiem na moim rowerowym liczniku była wyprawa szlakiem R10, wzdłuż Bałtyku. Chciałbym za rok przeżyć podobną przygodę, było rewelacyjnie! Co dalej? … mam już kolejny pomysł na następne wakacje. Chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy kibicowali nam podczas wyprawy. W szczególności mojemu kompanowi podróży – kuzynowi Michałowi. Jestem pewien, że te 5 dni wspólnej wędrówki zapamiętam na długo.

Tym razem z rowerowym pozdrowieniem
Maciej Sroczyński
www.szachmistrz.pl
tel. 793-733-396