Wiosennne, a raczej … zimowe otwarcie sezonu turystycznego

Za oknami biało, ślisko, mokro. Śnieg sypie cały czas. To najlepszy żart prima-aprillisowy jakiego doświadczyliśmy podczas kończących się właśnie Świąt Wielkanocnych. Pozostając w tak zimowej aurze, napisałem reportaż o mojej ostatniej trasie turystycznej na Klimczok w Beskidzie Śląskim. Szlak przebyłem podczas ostatniego wyjazdu na Mistrzostwa Polski 16-18 do Szczyrku.

Zakładałem, że będzie wiosennie i ciepło, w końcu była już astronomiczna wiosna. Jak było? sami przeczytajcie …

Po górach wędruję od niedawna, zawsze wychodziłem latem lub ciepłą wiosną. Nie pokonywałem jeszcze, żadnej trasy zimą i mogłem się jedynie domyślać, że wygląda to zupełnie inaczej. Pozory często mylą, a człowiek przyzwyczajony do wygody, często czeka zbyt długo z podjęciem decyzji. Tak właśnie otulony tymi pozorami czekałem w Szczyrku na dobrą pogodę. Przyzwyczajony do ciepłych wycieczek turystycznych, liczyłem że szybko śnieg się stopi i tradycyjnie suchą wydeptaną trasą dojdę na sam szczyt. Jakże naiwne było to założenie. Wiosna kalendarzowe się zbliżała, ale za oknami obserwowaliśmy piękną zimę. Śnieg wcale tak szybko nie chciał odejść.

Upatrzone miałem Skrzyczne, najwyżej położony szczyt w Beskidzie Śląskim. Zresztą codziennie rano witałem się z tym szczytem spoglądając w jego kierunku. Przepiękny mieliśmy widok z tarasu. Tak czekałem i czekałem kilka dni, aż w końcu doszedłem do wniosku, że nic z tego nie będzie, a to za zimno, a to za deszczowo. Trochę mnie to zaskoczyło, że tak długo zima trzyma, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy nic mnie już nie zdziwi. Pomyślałem, że w lipcu jeszcze w tym roku jest II liga juniorów, może wtedy uda się wejść na któryś ze szczytów. Dalej nie zaprzątałem sobie tym głowy. 21 marca przyszła kalendarzowa wiosna.


Widok na Skrzyczne – Ośrodek Orle Gniazdo

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności zobaczyłem w Internecie profil Rafała Siwika, który zamieścił kilka swoich zdjęć z wycieczki na Klimczok. Włączyło się we mnie zaciekawienie. Spytałem Rafała jak wyglądała trasa. Oznajmił mi, że w tym rejonie Beskidu Śląskiego tylko Klimczok jest dostępny, bo kursują tam pługi, które odgarniają drogę do schroniska PTTK. W głowie zaświtał pomysł wycieczki tą samą trasą, ale do końca Mistrzostw Polski pozostały tylko trzy dni. Przechadzka w ostatni dzień odpadała, z uwagi na nasz powrót do Kalisza.

23 marca – przedostatni dzień turnieju. Pobudka 7.35, śniadanie jak i wszystkie pozostałe posiłki mieliśmy o stałej porze. Organizm był wyregulowany, to właśnie lubię w wyjazdowych turniejach szachowych. Juniorów odprawiłem na rundę. Piękne słońce wpadało przez szybę do pokoju. Popatrzałem na Skrzyczne. Jednak przypomniałem sobie, że dzień wcześniej rozmawiałem z Robertem Goździewiczem ze Zbąszynia, że w pobliżu jest sanktuarium, a obok niego znajduje się znak ze szlakami. Skojarzyłem, że to może właśnie być droga na Klimczok. Poszedłem to sprawdzić …


Widok na OW-Orle Gniazdo


Sanktuarium Maryjne w Szczyrku

Zapakowałem plecak i ruszyłem w drogę. Jedynie o co się obawiałem to obuwie, ponieważ byłem przygotowany tylko na suchy teren. Wziąłem więc zwykłe skórzane buty, miałem nadzieję, że nie przemokną. Po kilku minutach doszedłem do Sanktuarium Maryjnego (670 n.p.m). Na rozstaju stał przy nim słup naszpikowany informacja. Klimczoka pokazywał w prawo. Zdecydowałem, że pójdę na szczyt. Mocne słońce utwierdziło mnie, że warto zaryzykować. Już na pierwszym odcinku dostałem zadyszki. Organizm jednak w ogóle nie zaprawiony, od ostatnich aktywnie spędzonych wakacji minęło już 7 miesięcy. Na początku ciężko było mi złapać oddech. Startowałem gdzieś z wysokości 600 metrów, na takim poziomie położne jest Orle Gniazdo. Do szczytu było ponad 500 metrów przewyższenia …

Na trzecim zakręcie pokazała się tabliczka, że do Klimczoka 45 minut. Droga trwała znacznie dłużej. Szło się praktycznie cały czas pod górę, raz po raz pojawiały się nieznaczne spady. Po godzinie drogi widziałem tylko biały puch wokół siebie. Malowniczo i przepięknie. Zastanawiałem się, jak ciężko muszą mieć auta w środku zimy dojeżdżające na takie wysokości.

Szedłem cały czas zielonym szlakiem i dotarłem do kolejnej tabliczki. Tam była możliwość szybszej drogi szlakiem niebieskim i dłuższej zielonym. Tablica była dla mnie niejednoznaczna, dlatego wybrałem drogę bardziej ubitą. Od samego początku, w odległości 500 metrów, szła przede mną parka i też wybrali tą samą ścieżkę. Szedłem coraz wyżej, wszędzie wokół znajdowały się wysokie drzewa iglaste. Zabudowań Szczyrku już nie było widać. W końcu wyszedłem na polanę, a tam ku mojemu zaskoczeniu znajdowało się schronisko PTTK. Pojawił się uśmiech na twarzy i pierwsze o czym pomyślałem to ciepła herbata z cytryna. Tego dnia było bardzo słonecznie, ale temperatura oscylowała wokół -7’C. Dojrzałem też grupę młodych narciarzy wraz z instruktorami. Ciekawostką jest fakt, że tak jak w szachach, najmłodsi adepci narciarstwa uczą się jeździć z małych górek już w wieku 4-5 lat.

Rozsiadłem się w środku schroniska, miałem około pół godziny odpoczynku. Zapytałem sprzedawcy jak daleko jeszcze do Klimczoka i czy jest jeszcze jakaś inna droga powrotna. Lubię wracać inną trasą, więcej mogę wówczas zobaczyć. Powiedział tylko, że szczyt to tak naprawdę stok narciarski widoczny zaraz po wyjściu ze schroniska. Według jego informacji mogłem wracać później niebieskim szlakiem i dojść do rozwidlenia, które mijałem wcześniej.

Atak szczytowy na wysokość 1117 metrów. Brzmi śmiesznie, ale zakończył się niepowodzeniem. Do szczytu zostało jakieś 300 metrów, około 15 minut drogi pod górę. Poszedłem z lewej strony. Błąd!. Śniegu było bardzo dużo, wolno posuwałem się na przód, zapadałem się po kostki. Widać, że nikt tą stroną nie szedł. Ciężko zawrócić, ze źle obranego planu. Brnąłem w to jeszcze bardziej. Brakowało do szczytu jakieś 50 metrów. Kolejny krok i zapadłem się w śniegu po kolana. To był znak, że czas na odwrót, dalsza droga nie miała sensu. Tylko ten grymas kiedy czułem, że buty w środku są całe w śniegu. Fatalnie, tym bardziej, że później widziałem jak ludzie szli ubitą prawą stronę stoku. Wróciłem do schroniska, położyłem skarpetki na kaloryfer, a buty obok, trzeba było się trochę ogrzać. Nie dosuszyłem wszystkiego odpowiednio, ale nie było już czasu na dłuższe posiedzenie.


Narciarze zjeżdżający ze szczytu Klimczoka

Miałem już powtórnie nie iść na sam szczyt. Zadecydował argument, że bez wejścia na samą górę, wycieczka nie byłaby do końca udana. Nie było wyjścia, wilgotne skarpetki wylądowały ponownie na stopach. Wchodząc wyżej widziałem jak młodzi i starzy szusowali na stoku. Doszedłem na sam szczyt, a tam rozkoszowałem się przepięknym widokiem, po prostu rewelacja!. Cała okolica była otulona śniegiem, nawet drzewa w całości pokryte były białym puchem. Dopiero wówczas uświadomiłem sobie, że to właśnie mi trafiła idealna pogoda, czyli lekki mrozik z dużą ilością słońca. Jakby było cieplej to cała ta piękna i magiczna aura po prostu by zniknęła. Śnieżne trasy zamieniłby się w wielkie połacie błota.


Widok ze szczytu Klimczoka na schronisko PTTK

Powrót do Orlego był już tylko formalnością. Niektóre odcinki można było zbiegać. Podróż w obie strony ze wszystkimi postojami zajęła mi 4 godziny. Trasę uważam, za łatwą i przyjemną. Idealna na rozpoczęcie nowego sezonu turystycznego. Weekend majowy zaklepany w Korbielowie – Beskid Żywiecki. Z kolei w wakacje ciągnie ponownie na szczyty Tatr.

Pozdrawiam
Maciej Sroczyński